Święta Bożego Narodzenia po góralsku
Tradycja obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia sięga IV w. Na przestrzeni wieków powstało wiele tradycji i obrzędów związanych z tym świętem. W każdym regionie możemy znaleźć coś unikatowego, charakterystycznego właśnie dla tego miejsca. Jak zatem Święta Bożego Narodzenia obchodzono w Beskidach?
Boże Narodzenie poprzedza adwent, rozpoczynający rok liturgiczny. Okres ten jest czasem bezpośredniego przygotowania się do świąt. W tym czasie w góralskich chałupach milkła muzyka, a górale nie urządzali żadnych zabaw. W całych Karpatach znany był również zwyczaj wspólnego, wieczornego przędzenia przez kobiety (tzw. prządki) lub skubania pierza (skubaczki). Oczywiście dzieci w tym czasie najbardziej wyczekują 6 grudnia, czyli św. Mikołaja. Jeśli były grzeczne w prezencie mogły otrzymać słodycze, jabłka lub orzechy, jeżeli natomiast były niegrzeczne św. Mikołaj obdarowywał je woreczkiem z łupinkami orzechów lub nawet martwą myszą.
W tradycji ludowej dzień wigilijny był bardzo mocno związany z wszelkimi zabiegami i obrzędami magicznymi. Górale wierzyli, że to co robią tego dnia będzie miało wpływ na ich życie w kolejnym roku. Ważne było, aby się z nikim nie pokłócić, a dzieci uważały żeby nie zostały okrzyczane lub zbite przez rodziców. Tego dnia nie można było płakać, ponieważ wróżyło to brak szczęścia w przyszłości. Szereg zabiegów medycznych dotyczył również pracy w polu, chowu zwierząt lub zamążpójścia. Jeżeli ziemia w wigilijny poranek była zamarznięta należało przeorać choć niewielki jej kawałek. Dzięki temu gospodarz zapewniał sobie obfite plony w kolejnym roku.
Wieczerzę wigilijną górale spożywali w izbie białej, specjalnie do tej okazji przystrojonej. Obecnie doskonale nam znaną choinkę zastępował podłaźnik. Wierzchołek jodły, zawieszony szczytem na dół pod sufitem przystrojony był orzechami, jabłkami i światami – kulami wykonanymi z opłatków. Oprócz tego izbę przystrajano gałązkami jedliny oraz ozdobnymi pająkami, które wykonane były ze słomy, nasion, opłatków oraz bibuły.
Specjalnego przygotowania wymagał również stół wigilijny. Nieodłącznym elementem było oczywiście siano, które rozkładano na stole, między jego źdźbła układano, orzechy, jabłka lub nasiona. Całość przykrywana była obrusem. Na nim stawiano miski z potrawami, a na środku posmarowane miodem opłatki. Ważną rolę do spełnienia tego dnia miała gospodyni, która kładła łyżki na stole. Jeżeli liczba łyżek nie zgadzała się z ilością domowników wówczas w zależności czy było ich za dużo, czy za mało znaczyć to mogło pojawienie się na świecie nowego potomka lub śmierć kogoś z rodziny. W okolicy stołu układano najróżniejsze przedmioty takie jak siekiera lub maślnica.
Przez cały dzień, aż do wieczora przestrzegano ścisłego postu. Wieczerzę przygotowywać mogły tylko kobiety, natomiast ilość potraw, które pojawiły się na stole zależała od regionu. W jadłospisie na ten dzień znajdowały się przede wszystkim płody rolne i leśne. Do stołu zasiadano wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdki. Zanim jednak zaczynano jeść gospodarz przygotowywał „wieczerzę dla wilka” czyli porcję grochu, którą następnie kładł na parapecie i specjalną rymowanką przywoływał wilki. Miało to uchronić jego zwierzęta w przyszłym roku przed dzikimi zwierzętami. Wieczerzę wigilijną górale zawsze spożywali w milczeniu i z wielka powagą. Po kolacji był czas na wróżby oraz dokończenie różnych obowiązków. Według wierzeń, jeśli ktoś po kolacji 3 razy obiegł swój dom, mógł w jego oknach zobaczyć co wydarzy się w przyszłości. W niektórych regionach wykonywano to nago. 🙂
Okazją do wróżenia była również pasterka. Wówczas najlepiej wykrywało się czarownice. Aby tego dokonać należało wcześniej ( zaczynając od św. Łucji – 13 grudnia) wykonać drewniany stołeczek. Później metody były dwie. Jedna z nich zakładała klęczenie na nim podczas pasterki i zerkanie na pozostałych ludzi w kościele przez drewnianą odcedzarkę do mleka. Wszystkie czarownice wówczas widziane były inaczej ubrane. Druga metoda była, trochę brutalna. Każdy kto chciał wykryć czarownicę siadał na wspomnianym stołeczku w przedsionku przed pasterką i czekał. Pierwsza kobieta, która pojawiła się w drzwiach była czarownicą. Wówczas, aby odebrać jej moc należało rzucić do niej stołeczkiem.
W całych Karpatach Boże Narodzenie było dniem przeznaczonym dla rodziny. Nikogo w tym dniu nie odwiedzano i nie wykonywano żadnych prac, gdyż mogłoby to sprowadzić na dom nieszczęście. Dzień spędzano w domu na odpoczynku i śpiewaniu kolęd. Był to również czas, choć już nie tak jak wigilia, przepełniony magią. Przykładowo z liczby sań pod kościołem podczas sumy wróżono ilość wesel w danej wsi w nadchodzącym roku. Ważna była również pogoda tego dnia. Jeśli w Boże Narodzenie temperatura była ujemna oznaczało to obfite plony w nadchodzącym roku oraz obfitość drobiu i nabiału.
Okres od Bożego Narodzenia do święta Trzech Króli (6 stycznia) w tradycji staropolskiej nazywany był Godami. Do dnia dzisiejszego w folklorze można jeszcze spotkać się z tym określeniem.
Dzień św. Szczepana w tradycji karpackiej nieodłącznie związany był z owsem. Tego dnia święcono owies oraz obsypywano się nim. W Beskidzie Niskim wierzono, że jeżeli podczas święcenia owsa padał śnieg wówczas w kolejnym roku będzie urodzaj owsa. Poświecony owies często mieszano z ziarnem przeznaczonym do siewu. W drodze powrotnej z kościoła gospodarze rozsypywali trochę poświęconego owsa na swoje pole, recytując przy tym odpowiednie zaklęcia.
„Uciekaj diable z ostem,
bo św. Szczepan idzie z owsem”
Ciekawy zwyczaj zwany „śmieci” panował w okolicach Szymbarku. W dzień św. Szczepana, wcześnie rano, kawalerowie odwiedzali swoje narzeczone. Kiedy zastali izbę czystą wówczas stawiali całej rodzinie dziewczyny poczęstunek i wódkę. Jeśli natomiast weszli do nieposprzątanego pomieszczenia poczęstunek fundowała rodzina dziewczyny. Żadna z dziewczyn nie chciała do tego dopuścić, gdyż był to dla niej wielki wstyd, a nie raz z tego powodu dochodziło nawet do zerwania zaręczyn.
26 grudnia był również czasem na wypowiadanie służby. Tego dnia służący dostawali wypłatę za swoją całoroczną pracę oraz zgadzali się na pracę w kolejnym roku u tego samego lub innego gospodarza. Często z tej okazji pracownicy urządzali w pobliskiej karczmie zabawę. W okolicach Dukli na takie spotkanie mówiono „łapiguz”.
Iza Dyrlaga – blacha SKPG Harnasie nr 400
Skopiuj adres i wklej go w swoim WordPressie, aby osadzić
Skopiuj i wklej ten kod na swoją witrynę, aby osadzić element