Retro Rajd „Studenci górom”, 27-28 października 2012

Czas godnie zakończyć sezon rajdowy!

Wraz z Sekcją Turystyki Górskiej AZS Śląskiego Uniwersytetu Medycznego serdecznie zapraszamy do schroniska PTTK na Szyndzielni 🙂

Temat Rajdu „RETROTURYSTYKA” nawiązuje do 45-lecia naszego Koła, które będzie hucznie obchodzone w Milówce. Zatem odkurzajcie stary sprzęt turystyczny, szturmujcie ciucholandy i… w góry, jak za starych dobrych czasów!

Proponujemy 2 trasy sobotnie. Oto one:

1. Wyjazd w sobotę rano poc. Kolei Śląskich rel. Gliwice-Wisła, dojazd do Skoczowa:
Katowice – Grodziec – Zebrzydka – Błatnia – Klimczok – Szyndzielnia

2. Wyjazd w sobotę rano retropociągiem EN57 Przewozów Regionalnych relacji Katowice-Zwardoń do Wilkowic Bystrej:
Katowice – Bielsko Biała – Wilkowice Bystra – Magura – Klimczok – Szyndzielnia

KOSZTY:
To już drugi rajd podczas którego obowiązywać będzie nowy system opłat za rajdy. Jest on korzystny dla osób wcześniej zapisujących się na imprezę. W praktyce wyglada to tak, że przy płatności przelewem cena jest o kilka złotych niższa w porównaniu do tej płaconej już na mecie Rajdu.

Cena przy płatności przelewem na konto (najpóźniej do środy 24.10.2012 godz. 23:59!!):
30 zł – studenci
35 zł – reszta świata

Dane do przelewu:
Stowarzyszenie SKPG „Harnasie”,
12 2130 0004 2001 0599 0122 0001 (VW Bank)
ul. Zwycięstwa 1,
44-100 Gliwice
(tytuł przelewu: „Studenci górom”)

Cena przy płatności po 24.10.2012 i na mecie rajdu:
35 zł – studenci
40 zł – reszta świata
Cena obejmuje: nocleg w warunkach turystycznych (pościel w cenie – nie trzeba brać śpiworów), ciepły posiłek na mecie oraz opiekę przewodnicką. Cena NIE obejmuje ubezpieczenia oraz kosztów dojazdu oraz noclegu z piątku na sobotę

ZAPISY: rajdy@skpg.gliwice.pl

(Prosimy o napisanie imienia, nazwiska i numeru telefonu,informacji o dokonaniu przelewu, jeśli oczywiście zdecydujecie się na ten rodzaj płatności oraz o wskazanie na którą trasę się wybieraciei)

Zapraszamy serdecznie!

Studenckie Koło Przewodników Górskich „Harnasie”
Sekcja Turystyki Górskiej AZS Śląskiego Uniwersytetu Medycznego

Opublikowano

Blacho-, Narto- WANIE

Kolejny piątek, kolejny wyjazd… Nie taki zwyczajny, gdyż kurs tym razem pojechał na narty. Nastroje jak przed każdym wyjazdem radosne, a chęci wielkie i jak przed każdym wyjazdem duża część tych chętnych rezygnuje. A było tak. Nietypowo, ponieważ tym razem z Gliwic pojechałem sam. W Katowicach czekał Huchel, z którym przypadkowo spotkałem jednego z czterech naszych kursowych Krzyśków (który tak de facto uciekł z pracy).

Razem wsiedliśmy do pociągu. A nie był to zwyczajny pociąg – był to pociąg, w którym działy się rzeczy wspaniałe i niebywałe. Jak zawsze poszliśmy na koniec pociągu. Wagon większo-bagażowy w większej części zajęty, w przedsionku miedzy wagonami ludzie, nikt jak na razie nie odważył się wejść do środka. Wszystko za sprawą dość oryginalnego i nietypowego towarzystwa siedzącego w przedziale bagażowym, ale o tym za chwilę. Odważny kurs nikogo się nie lęka, więc wchodzimy. W skrócie: w przedziale siedzą sobie mundurowi, dwóch SOKistów, dwóch żołnierzy ,jakaś straż graniczna plus teraz my. Jak na razie nic nie zapowiada tak wesołej atmosfery jaka się rozkręci.

Siadamy na plecakach, drzemiemy. W pewnym momencie odpoczynek przerywa nam ożywienie się towarzyszy podróży, głośniejsze rozmowy, śmichy, chichy. Początkowo nie reagujemy, próbujemy dalej spać. A tu kicha – nie pośpimy. Przegadali chyba wszystkie tematy zacząwszy od kobiet po buty i misje zbrojne w Czadzie i Somalii. Gdy skończyły się tematy zaczęła się delikatnie mówiąc jazda… Poszły w ruch dowcipy i czarny żołnierski humor. Kto miał styczność z wojskiem ten wie, kto nie to może sobie wyobrazić co to było. Kawały o soku z banana, śpiworze, ręcznej drezynie, babciach, Jasiach i Małgosiach. Więc, jako że nie byliśmy z nimi, nie wypadało się śmiać, bo gdybyśmy się zaczęli się głośno cieszyć wyszło by na to, że podsłuchujemy. Każdy z nas cieszył w duchu i po cichu, z rogalem na twarzy. Widok Huchla próbującego się nie śmiać – bezcenny.

Wraz z całą wesołą i radosną pociągową kompanią dojechaliśmy do Bielska. W Bielsku bus i w pół godziny byliśmy pod dolną stacją kolejki na Szyndzielnię. Teraz tylko pełne napięcia oczekiwanie na Macieja. Zdąży? Czy może trzeba będzie iść piechotą na górę (co ze sprzętem nie jest najprzyjemniejszą rzeczą)? Ale nasz kierownik kolejny raz nas nie zawiódł i zjawił się w ostatnich minutach przed odjazdem kolejki . W schronisku każdy zarezerwował sobie skrawek podłogi. Jak ktoś dobrze stwierdził: No, idioci, rozkładają się na ziemi a łóżka wolne. Jemy. Potem chmielowy napój i refleksje nad życiem i ciężką dolą kursanta. Nagle telefon, że moglibyśmy wyjść naprzeciw i poratować ekipę dochodzącą, która z różnych względów nie mogła zdążyć na ostatni wjazd. Niestety okazało się, że poradzili sobie bez nas i minęliśmy się gdzieś.

Następnego dnia nartujemy. Potem do schroniska i czekamy co będzie dalej. SKPG niczym sekta przyjmuje ludzi w swoje szeregi w lesie przy tajemnym ognisku. Dało się słyszeć głosy, że: Bez względu na wszystko wychodzimy o 19”. A Harnasie i tak wyszli standardowo po czasie. Powrócili po dwóch godzinach. Potem impreza i oryginalne zaprezentowanie się nowoblachowanych. A jak wiadomo na końcu miały być torty, do których nie wszyscy dotrwali (niech żałują!). Ja po tortach poszedłem odsypiać zeszły tydzień i nie wiem co działo się dalej a podobno działo się dużo. Rano niektórzy po dwóch godzinach snu i wcale nie małej porcji napojów wyskokowych poszli na narty. Podsumowując – nie było źle. Wszyscy, no prawie wszyscy, dotarli na imprezę. Ci którzy nie dotarli, po przejściach związanych z dużą ilością białego puchu, postanowili wspomóc producentów rakiet zakupując takowe.

blachowanieSzef kursu na dechach

Opublikowano

Wyjazd jaskiniowy

Tym razem naszą przygodę przewodnickąrozpoczęliśmy w Wiśle, do ktorej dojechaliśmy (12 osób)w sobotę rannym pociągiem. Naszymi opiekunami byli: Marysia i Michał vel Świstak. Wisła malownicza miejscowość pośród gór wznosi się na wysokości 430 m n.p.m i jest największym ośrodkiem luterańskim w Polsce i jedynym miastem w którym ludność tego wyznania stanowi większość. Natalka, która zna miasto jak własną kieszeńdoprowadziła nas do żółtego szlaku.  Po drodze w Urzędzie Miasta zobaczyliśmy jedną z atrakcji: postać Adama Małysza wykonaną z białej czekolady. Był to bardzo słodki widok… Góry powitały nas prawdziwą zimą, wszystkie szczyty pokryte były białym puchem. Śnieg iskrzył się w promieniach słońca, było bajecznie i pięknie. W takiej scenerii przeszliśmy przez m.in Kamienny, Trzy Kopce Wiślańskie, Smrekowiec, Jaworzynę i dotarliśmy do Przełęczy Salmopolskiej. Tu najpierw podeszliśmy do Jaskini Malinowskiej (nie wiedzieć czemu nikt nie miał ochoty stawić jej czoła, no może za wyjatkiem Świstaka), a bardziej ochoczo odwiedziliśmy jedną z karczm na przełęczy. Po godzinie ruszyliśmy w dalszą drogę, tym razem czerwonym szlakiem przez m.in Grabową, Kotarz, Hyrcę, Beskidek do schroniska na Karkoszczonce. Po obfitej kolacji czekała nas główna atrakcja wyjazdu: jaskinia Trzy Kopce, do której dotarliśmy ok. 23. Było to przeżycie niesamowite i niezapomniane, przez 4 godziny wąskimi korytarzami i szczelinami przeciskaliśmy się do najodleglejszego, niedawno odkrytego miejsca. Z bliska ogladaliśmy hibernujące nietoperze. Po wyjściu przedstawialismy widok nieszczególny, ubłoceni od stóp do głów, ale w doskonałych humorach. W niedzielę wstaliśmy koło południa, przez Klimczok, Szyndzielnię zeszliśmy do Bielska-Białej a stamtąd już w powrotną drogę do domu…

ap1050280Tuż przed wyjściem do jaskini

Opublikowano